Tony Stark szedł lekko podirytowany do
salonu w Avengers Tower. Jego celem był nie kto inny jak sam Kapitan
Ameryka który siedział jak zwykle na kanapie i próbował ogarnąć
wyższą technologię którą był laptop. Kiedy tylko Tony to
zobaczył parsknął cicho mrucząc coś pod nosem iż Steve nie daje
sobie rady z tosterem, a co dopiero z tym urządzeniem.
-Witaj Tony-powiedział Kapitan-powiedz
mi....czemu wyskakuje mi tutaj skąpo odziana kobieta i mówi do mnie
dosyć nieprzyzwoite rzeczy? Próbuje to wyłączyć ale nie wiem
jak.
Stark podszedł do swojego przyjaciela
i pochylił się nad laptopem. Gdy tylko ujrzał na jakiej stronie
siedział Kapitan zaczął się śmiać.
-Co ty w ogóle wpisałeś, że
wyskoczyło ci takie coś? Z resztą nie odpowiadaj, to strona porno.
-Porno?
Policzki blondyna lekko się
zaczerwieniły. Przecież Kapitan był wzorem cnót amerykańskich i
wszedł na taką stronę? Samemu przed sobą było mu głupio, a co
dopiero przy Starku.
-Spokojnie ja lubię takie strony ale
do rzeczy.
Tony zamknął laptopa Steviemu i
usiadł na kanapie.
-Prawie zadźgał kolejnego psychologa.
Nic nie je, nie mówi i prawie zabija ludzi. Musisz z nim pogadać!
-Próbuje! Ale on nie chce.
-Hm...-Stark zerknął na Kapitana
uważnie.
Od jakiegoś czasu próbują pomóc
Buckyemu. Przyjaciel Rogersa mieszkał razem z nimi jednakże miał
pokój niczym w psychiatryku i co tydzień zmieniali mu psychologa
który prawie umierał. Różne były tego skutki i cały czas Zimowy
Żołnierz się nie odzywał. Co było nie tak w tych ludziach, że
nie potrafili go ogarnąć?
-No jasne!-krzyknął Stark- on nie
potrzebuje psychologa!
-Nie?
-On potrzebuje kobiety psycholog!
Wszakże to bardzo ryzykowne ale da się zrobić!
-Stark....jak kobieta może mu pomóc?
-Oj widać, że jesteś prawiczkiem. No
ale! Kobieta to kobieta....ona z pewnością go ogarnie, a jak nie to
cóż....nie da się nic innego zrobić.
-Ale Tony...
-Ciii! Jadę na uniwersytet! Może
znajdę jakąś odpowiednią kobietę.
Stark wstał z kanapy. Był niezwykle
zadowolony ze swego kolejnego jakże genialnego planu. Przecież za
to powinien dostać nagrodę! Cóż był z niego za geniusz.
-A właśnie...on woli blondynki czy
brunetki? A zresztą! Do zobaczenia.
Stark siedział w jakimś małym
barze czekając aż jeden z profesorów z którym był umówiony
skończy zajęcia. Właśnie pił drugą szklankę whisky siedząc w
samotności aż do pomieszczenia weszła pewna intrygująca osoba.
Kobieta ta miała ciemne brązowe włosy zwinięte w kok na głowie
tworząc nieład. Jej makijaż był dosyć ostry i wyraźny między
innymi kreski na oczach i czerwone usta. Do tego skórzana kurtka i z
tego samego materiału spodnie. Kobieta podeszła do baru stukając
obcasami i usiadła nieopodal Starka.
-Nie wiedziałem, że studentki tak
ładnie się ubierają-powiedział posyłając jej dwuznaczny
uśmiech.
-Ja tu nie studiuje-odparła z lekkim
uśmiechem-poproszę to co zwykle-powiedziała do barmana.
-Ja stawiam!
To mówiąc Stark wziął swoje
whisky do ręki i usiadł obok nowe towarzyszki. Marnotrawstwem
byłoby nie porozmawiać z tak ciekawą istotą.
-A więc co pani pije?
-Dziękuję ale sama za siebie zapłacę,
to nic kosztownego.
-A jak się nazywa moja piękna
towarzyszka?
Dziewczyna podała mu rękę dalej
uśmiechają się swoimi czerwonymi ustami.
-Kora, a pan?
-Przyjaciele mówią mi Tony pani
również pozwolę.
-Och cóż to za zaszczyt....
-Ogromny czyż nie?
-Zaraz....pan Stark? Ten pan Stark?
-We własnej osobie.
-Hah zabawne...-powiedziała.
-Co takiego?
-To zabawne bo chciałam składać
papiery na pańską asystentkę.
-Doprawdy?-uniósł brew zaskoczony- to
już nie musisz. Zgadzam się.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale...z chęcią
przyjmę tak młodą i oczywiście uzdolnioną kobietę.
-Pochlebia mi pan niezwykle jednakże...
Nie dokończyła. Patrzyła się na
drzwi gdzie stała w nich kolejna dziewczyna. Ta była jej totalnym
przeciwieństwem. Miała włosy koloru truskawkowego blondu
rozpuszczone a sięgały jej do pasa. Była ubrana w kolorową
sukienkę w kwiatuszki i do tego zielony sweter podkreślający kolor
jej oczu.
Podeszła powoli do Kory i Starka
lekko uśmiechając się do tej pierwszej.
-Ym dzień dobry-powiedziała w stronę
pana Starka.
-Witaj.
-Panie Stark- zaczęła Kora- to moja
przyjaciółka, studentka ostatniego roku psychologii Rose. Rose to
pan Stark.
-Miło mi poznać.
-Mówisz psychologii?-spytał Tony.
-Och tak-powiedziała Kora- W zasadzie
to...Rose znalazłaś miejsce gdzie będziesz miała praktyki?
Blondynka z westchnięciem usiadła
obok swej przyjaciółki. Zmierzwiła lekko swoje włosy
zrezygnowana.
-Trudno mi trochę z tym. Wiesz jestem
na kryminalistyce gdzie jest sporo facetów, a mnie nie chcą wpuścić
do więzienia bym pogadała chociaż z najmniej groźnym więźniem.
Ja nie wiem jak to załatwię!
W tym czasie w głowie Starka
zrodziła się myśl.
-W sumie jestem tutaj by znaleźć
kobietę psycholog. Mój...znajomy ma problemy z otwarciem się, a
przeżył piekło na ziemi. Może chciałabyś spróbować?
Rose spojrzała się na mężczyznę
z szeroko otwartymi oczami. To było po prostu zbyt łatwe. Jak
bożonarodzeniowy prezent.
-Pan mówi serio?
-Śmiertelnie poważnie. Po to tu
jestem.
-Ym ja nie wiem.
-Zgadza się-odpowiedziała Kora biorąc
do ręki szklankę z napojem-niech się pan nie martwi przyjdzie
razem ze mną.
-Świetnie-odparł puszczając do
szatynki oczko- możecie być jutro o 10:30 w Avengers Tower, a teraz
wybaczcie muszę lecieć.
Stevie siedział w kuchni patrząc się
na toster. Za jego czasów nie było takich niewdzięcznych urządzeń.
Dlatego więc postanowił odpuścić jedzenie tostów. Tradycyjne
kanapki mu wystarczyły.
-Znowu problemy z tosterem?
Natasza weszła do kuchni w zwyczajnym
stroju, a nie w kombinezonie w którym zazwyczaj chodziła. Jej rude
włosy były rozpuszczone jak zwykle, a widząc jej uśmiech Stevie
wiedział co się zacznie.
-Walka z nazistami byłą łatwiejsza
od obsługi tego piekielnego urządzenia.
-Może ci pokażę jeszcze raz jak masz
to używać?
-Spasuje.
-A....co u Sharon?
-Ym...dobrze...Umówiłem się z nią
zaraz po tej akcji z Hydrą i tak jakoś się no nie złożyło...byśmy
się spotkali znowu.
-Lubi ciebie...może coś z tego
wyjdzie?
-Ja....
-Hej dziewczynki-odparł Stark wchodząc
do kuchni- załatwiłem sobie asystentkę i psychologa dla twego
przyjaciela.
-Po co ci asystentka?-zapytała
Natasza.
-Była ładna...
-Po co ja się pytałam.
-Stark....wiesz nie powinieneś
zatrudniać dziewczyny bo jest tylko ładna...-zaczął Steve.
-Kapitanie, spokojnie. Zajmij się sobą
i posłuchaj rady agentki Romanow. Idź na randkę z tą niecałą
Sharon.
-Po co zajmujecie się moim życiem
miłosnym?
-No właśnie wcale go nie masz dlatego
chcemy ci pomóc, może ci się uda i będziesz mieć małych
żołnierzy czy cokolwiek.
-Bardzo zabawne....Stark-mruknął
Kapitan.
-Och wiem. Wręcz prze genialne, a
teraz wybaczcie idę do pracowni.
Rosja.
W ogromnej sali siedziało kilkoro
mężczyzn. Każdy z nich był cicho i czekał. Wtedy wszedł do sali
jeden z przywódców Hydry. Uśmiechnął się krzywo na zebranych i
bez ogródek oznajmił.
-Zimowy Żołnierz jest spalony.
Kapitan Ameryka ma go u siebie, najwyraźniej nie jest już po naszej
stronie. Kto teraz nam pomoże.
-Spokojnie-zaczął starszy mężczyzna-
myślisz, że mieliśmy tylko jego? O nie. Nasza prawdziwa potęga
została nie dawno obudzona, a jej celem jest śmierć Zimowego
Żołnierza jak również reszty Avengers.
-Musi być to naprawdę potężna osoba
skoro jesteś tak jej pewien.
-Uwierz mi, wykorzystujemy ten obiekt
tylko do groźnych zadań i tam gdzie są jatki. Za dwa tygodnie
Avengersi przestaną istnieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz