piątek, 23 września 2016

Prolog

  Upadł. Tak zawsze było gdy dzieciaki zaczynały zabawy. Co jakiś czas w okolice Brooklynu przychodziły ,,te złe dzieci'' tak przynajmniej w myślach nazywał ich chudy blondynek. Zawsze dokuczali mu i jemu przyjacielowi Buck'emu. On nigdy nie odpuszczał, zawsze walczył w obronie przyjaciela i swoich przekonań, a jak na ten wiek były dosyć spore. Przecież była wojna.
-Jeszcze będziesz się rzucał debilu?
Jeden z chłopaków, ten większy patrzył się na leżącego blondyna. Natychmiast jego stopa powędrowała na policzek dzieciaka przyciskając go bardziej do ziemi.
-Zostaw go! Bo...
-Bo co?
Bucky próbował się wyrwać drugiemu napastnikowi. Ten jednakże był większy od niego w każdym tego słowa znaczeniu. Trzymał jego ręce za plecami by ten nie mógł pomóc swojemu przyjacielowi.
-Steve trzymaj się! Zaraz ci pomogę.
Ten który trzymał nogę na blondynie natychmiast przestał. Ze złośliwym uśmiechem podszedł do Buckyego i przywalił mu w brzuch.
-Zajmij się sobą, nikt cię nie uratuje.
-Nie byłabym tego taka pewna.
Po tych słowach ten niższy oberwał w plecy kamieniem. Odwrócił się natychmiast wkurzony. Oczekiwał jakiegoś silnego chłopca, a tu przed nim stała dziewczynka. Niższa niż Steve i znacznie drobniejsza. Jej sukieneczka była w idealnym stanie tak jak białe rajstopy. Wyglądała tak grzecznie i niewinnie, że ten aż zaśmiał się prześmiewczo.
-Doprawdy?- pochylił się w stronę dziewczynki- a co mi taka malutka dziewczynka zrobi?
-Em masz rację-odrzekła lekko przygaszona a swoje duże oczęta wraz z głową spuściła w dół.
-Tak myślałem.
Odwrócił się znowu w stronę bruneta i chciał mu znowu przywalić lecz coś go powaliło na ziemię. Za nim stała ta dziewczynka, a w dłoni miała różową maskotkę. Zerknęła z uśmiechem na tego który trzymał Buckyego.
-Odsuń się od mojego przyjaciela!
Dziewczynka rzuciła swoją maskotkę prosto w twarz goryla. Ten zawył z bólu i odsunął się od chłopaka. Bucky wykorzystał okazję i powalił jego jednym ruchem ręki. Goryl z piskiem złapał za ramię swojego koleżkę i zaczęli uciekać. Już i tak za bardzo dostali.
Dziewczynka podeszła powoli do blondyna i podała mu rękę z lekkim uśmiechem a ustach. Ten przyjął gest małej i zerknął w jej zielone lub być może żółte oczy. Odwzajemnił uśmiech z lekkim skrzywieniem. Był jeszcze obity, a krew ściekała z jego nosa.
-Masz-odparła cicho i podała mu swoją białą chusteczkę.
-Dziękuję Kat.
-Nie ma za co Steve.
Bucky podszedł po chwili do nich z lekkim uśmiechem. Mimo siniaków i podbitym okiem cieszył się niezwykle. W dłoni trzymał jej pluszaka i z wielką ulgą odłożył na ziemi.
-Kat co ty tam wsadziłaś?
-Cegłę-odparła- nie pozwolę im was sponiewierać.
-Dawaliśmy sobie radę.
-Tak....mogę tak cały dzień-powiedział Steve jąkając się.
-Tak tak-powiedziała mała i poprawiła swoje brązowe włosy-ale pomyślcie tak: Pobiła ich zabawka.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem na to stwierdzenie. W istocie była to prawda, a ta trójka trzymała się od zawsze razem wraz z maskotką dziewczynki. Wtedy nie straszne im były liczne gangi uliczne. Dorastali razem aż do tego pamiętnego dnia. Aż nadeszła kolejna wojna. 

 A na sam koniec chcę powitać czytających! Liczę, że opowiadanie wam się spodoba mimo iż dodałam tutaj tylko króciutki prolog rozpoczynający historię naszego cudownego Kapitana i Zimowego żołnierza! Zatem zapraszam gorąco lub zimnojak kto woli xD i proszę o komentarze dotyczące waszych przemyśleń. 

2 komentarze: