sobota, 24 września 2016

Rozdział 1

 Tony Stark szedł lekko podirytowany do salonu w Avengers Tower. Jego celem był nie kto inny jak sam Kapitan Ameryka który siedział jak zwykle na kanapie i próbował ogarnąć wyższą technologię którą był laptop. Kiedy tylko Tony to zobaczył parsknął cicho mrucząc coś pod nosem iż Steve nie daje sobie rady z tosterem, a co dopiero z tym urządzeniem.
-Witaj Tony-powiedział Kapitan-powiedz mi....czemu wyskakuje mi tutaj skąpo odziana kobieta i mówi do mnie dosyć nieprzyzwoite rzeczy? Próbuje to wyłączyć ale nie wiem jak.
Stark podszedł do swojego przyjaciela i pochylił się nad laptopem. Gdy tylko ujrzał na jakiej stronie siedział Kapitan zaczął się śmiać.
-Co ty w ogóle wpisałeś, że wyskoczyło ci takie coś? Z resztą nie odpowiadaj, to strona porno.
-Porno?
Policzki blondyna lekko się zaczerwieniły. Przecież Kapitan był wzorem cnót amerykańskich i wszedł na taką stronę? Samemu przed sobą było mu głupio, a co dopiero przy Starku.
-Spokojnie ja lubię takie strony ale do rzeczy.
Tony zamknął laptopa Steviemu i usiadł na kanapie.
-Prawie zadźgał kolejnego psychologa. Nic nie je, nie mówi i prawie zabija ludzi. Musisz z nim pogadać!
-Próbuje! Ale on nie chce.
-Hm...-Stark zerknął na Kapitana uważnie.
Od jakiegoś czasu próbują pomóc Buckyemu. Przyjaciel Rogersa mieszkał razem z nimi jednakże miał pokój niczym w psychiatryku i co tydzień zmieniali mu psychologa który prawie umierał. Różne były tego skutki i cały czas Zimowy Żołnierz się nie odzywał. Co było nie tak w tych ludziach, że nie potrafili go ogarnąć?
-No jasne!-krzyknął Stark- on nie potrzebuje psychologa!
-Nie?
-On potrzebuje kobiety psycholog! Wszakże to bardzo ryzykowne ale da się zrobić!
-Stark....jak kobieta może mu pomóc?
-Oj widać, że jesteś prawiczkiem. No ale! Kobieta to kobieta....ona z pewnością go ogarnie, a jak nie to cóż....nie da się nic innego zrobić.
-Ale Tony...
-Ciii! Jadę na uniwersytet! Może znajdę jakąś odpowiednią kobietę.
Stark wstał z kanapy. Był niezwykle zadowolony ze swego kolejnego jakże genialnego planu. Przecież za to powinien dostać nagrodę! Cóż był z niego za geniusz.
-A właśnie...on woli blondynki czy brunetki? A zresztą! Do zobaczenia.

Stark siedział w jakimś małym barze czekając aż jeden z profesorów z którym był umówiony skończy zajęcia. Właśnie pił drugą szklankę whisky siedząc w samotności aż do pomieszczenia weszła pewna intrygująca osoba. Kobieta ta miała ciemne brązowe włosy zwinięte w kok na głowie tworząc nieład. Jej makijaż był dosyć ostry i wyraźny między innymi kreski na oczach i czerwone usta. Do tego skórzana kurtka i z tego samego materiału spodnie. Kobieta podeszła do baru stukając obcasami i usiadła nieopodal Starka.
-Nie wiedziałem, że studentki tak ładnie się ubierają-powiedział posyłając jej dwuznaczny uśmiech.
-Ja tu nie studiuje-odparła z lekkim uśmiechem-poproszę to co zwykle-powiedziała do barmana.
-Ja stawiam!
To mówiąc Stark wziął swoje whisky do ręki i usiadł obok nowe towarzyszki. Marnotrawstwem byłoby nie porozmawiać z tak ciekawą istotą.
-A więc co pani pije?
-Dziękuję ale sama za siebie zapłacę, to nic kosztownego.
-A jak się nazywa moja piękna towarzyszka?
Dziewczyna podała mu rękę dalej uśmiechają się swoimi czerwonymi ustami.
-Kora, a pan?
-Przyjaciele mówią mi Tony pani również pozwolę.
-Och cóż to za zaszczyt....
-Ogromny czyż nie?
-Zaraz....pan Stark? Ten pan Stark?
-We własnej osobie.
-Hah zabawne...-powiedziała.
-Co takiego?
-To zabawne bo chciałam składać papiery na pańską asystentkę.
-Doprawdy?-uniósł brew zaskoczony- to już nie musisz. Zgadzam się.
-Ale...
-Nie ma żadnego ale...z chęcią przyjmę tak młodą i oczywiście uzdolnioną kobietę.
-Pochlebia mi pan niezwykle jednakże...
Nie dokończyła. Patrzyła się na drzwi gdzie stała w nich kolejna dziewczyna. Ta była jej totalnym przeciwieństwem. Miała włosy koloru truskawkowego blondu rozpuszczone a sięgały jej do pasa. Była ubrana w kolorową sukienkę w kwiatuszki i do tego zielony sweter podkreślający kolor jej oczu.
Podeszła powoli do Kory i Starka lekko uśmiechając się do tej pierwszej.
-Ym dzień dobry-powiedziała w stronę pana Starka.
-Witaj.
-Panie Stark- zaczęła Kora- to moja przyjaciółka, studentka ostatniego roku psychologii Rose. Rose to pan Stark.
-Miło mi poznać.
-Mówisz psychologii?-spytał Tony.
-Och tak-powiedziała Kora- W zasadzie to...Rose znalazłaś miejsce gdzie będziesz miała praktyki?
Blondynka z westchnięciem usiadła obok swej przyjaciółki. Zmierzwiła lekko swoje włosy zrezygnowana.
-Trudno mi trochę z tym. Wiesz jestem na kryminalistyce gdzie jest sporo facetów, a mnie nie chcą wpuścić do więzienia bym pogadała chociaż z najmniej groźnym więźniem. Ja nie wiem jak to załatwię!
W tym czasie w głowie Starka zrodziła się myśl.
-W sumie jestem tutaj by znaleźć kobietę psycholog. Mój...znajomy ma problemy z otwarciem się, a przeżył piekło na ziemi. Może chciałabyś spróbować?
Rose spojrzała się na mężczyznę z szeroko otwartymi oczami. To było po prostu zbyt łatwe. Jak bożonarodzeniowy prezent.
-Pan mówi serio?
-Śmiertelnie poważnie. Po to tu jestem.
-Ym ja nie wiem.
-Zgadza się-odpowiedziała Kora biorąc do ręki szklankę z napojem-niech się pan nie martwi przyjdzie razem ze mną.
-Świetnie-odparł puszczając do szatynki oczko- możecie być jutro o 10:30 w Avengers Tower, a teraz wybaczcie muszę lecieć.

Stevie siedział w kuchni patrząc się na toster. Za jego czasów nie było takich niewdzięcznych urządzeń. Dlatego więc postanowił odpuścić jedzenie tostów. Tradycyjne kanapki mu wystarczyły.
-Znowu problemy z tosterem?
Natasza weszła do kuchni w zwyczajnym stroju, a nie w kombinezonie w którym zazwyczaj chodziła. Jej rude włosy były rozpuszczone jak zwykle, a widząc jej uśmiech Stevie wiedział co się zacznie.
-Walka z nazistami byłą łatwiejsza od obsługi tego piekielnego urządzenia.
-Może ci pokażę jeszcze raz jak masz to używać?
-Spasuje.
-A....co u Sharon?
-Ym...dobrze...Umówiłem się z nią zaraz po tej akcji z Hydrą i tak jakoś się no nie złożyło...byśmy się spotkali znowu.
-Lubi ciebie...może coś z tego wyjdzie?
-Ja....
-Hej dziewczynki-odparł Stark wchodząc do kuchni- załatwiłem sobie asystentkę i psychologa dla twego przyjaciela.
-Po co ci asystentka?-zapytała Natasza.
-Była ładna...
-Po co ja się pytałam.
-Stark....wiesz nie powinieneś zatrudniać dziewczyny bo jest tylko ładna...-zaczął Steve.
-Kapitanie, spokojnie. Zajmij się sobą i posłuchaj rady agentki Romanow. Idź na randkę z tą niecałą Sharon.
-Po co zajmujecie się moim życiem miłosnym?
-No właśnie wcale go nie masz dlatego chcemy ci pomóc, może ci się uda i będziesz mieć małych żołnierzy czy cokolwiek.
-Bardzo zabawne....Stark-mruknął Kapitan.
-Och wiem. Wręcz prze genialne, a teraz wybaczcie idę do pracowni.

       Rosja.
W ogromnej sali siedziało kilkoro mężczyzn. Każdy z nich był cicho i czekał. Wtedy wszedł do sali jeden z przywódców Hydry. Uśmiechnął się krzywo na zebranych i bez ogródek oznajmił.
-Zimowy Żołnierz jest spalony. Kapitan Ameryka ma go u siebie, najwyraźniej nie jest już po naszej stronie. Kto teraz nam pomoże.
-Spokojnie-zaczął starszy mężczyzna- myślisz, że mieliśmy tylko jego? O nie. Nasza prawdziwa potęga została nie dawno obudzona, a jej celem jest śmierć Zimowego Żołnierza jak również reszty Avengers.
-Musi być to naprawdę potężna osoba skoro jesteś tak jej pewien.

-Uwierz mi, wykorzystujemy ten obiekt tylko do groźnych zadań i tam gdzie są jatki. Za dwa tygodnie Avengersi przestaną istnieć.  

piątek, 23 września 2016

Prolog

  Upadł. Tak zawsze było gdy dzieciaki zaczynały zabawy. Co jakiś czas w okolice Brooklynu przychodziły ,,te złe dzieci'' tak przynajmniej w myślach nazywał ich chudy blondynek. Zawsze dokuczali mu i jemu przyjacielowi Buck'emu. On nigdy nie odpuszczał, zawsze walczył w obronie przyjaciela i swoich przekonań, a jak na ten wiek były dosyć spore. Przecież była wojna.
-Jeszcze będziesz się rzucał debilu?
Jeden z chłopaków, ten większy patrzył się na leżącego blondyna. Natychmiast jego stopa powędrowała na policzek dzieciaka przyciskając go bardziej do ziemi.
-Zostaw go! Bo...
-Bo co?
Bucky próbował się wyrwać drugiemu napastnikowi. Ten jednakże był większy od niego w każdym tego słowa znaczeniu. Trzymał jego ręce za plecami by ten nie mógł pomóc swojemu przyjacielowi.
-Steve trzymaj się! Zaraz ci pomogę.
Ten który trzymał nogę na blondynie natychmiast przestał. Ze złośliwym uśmiechem podszedł do Buckyego i przywalił mu w brzuch.
-Zajmij się sobą, nikt cię nie uratuje.
-Nie byłabym tego taka pewna.
Po tych słowach ten niższy oberwał w plecy kamieniem. Odwrócił się natychmiast wkurzony. Oczekiwał jakiegoś silnego chłopca, a tu przed nim stała dziewczynka. Niższa niż Steve i znacznie drobniejsza. Jej sukieneczka była w idealnym stanie tak jak białe rajstopy. Wyglądała tak grzecznie i niewinnie, że ten aż zaśmiał się prześmiewczo.
-Doprawdy?- pochylił się w stronę dziewczynki- a co mi taka malutka dziewczynka zrobi?
-Em masz rację-odrzekła lekko przygaszona a swoje duże oczęta wraz z głową spuściła w dół.
-Tak myślałem.
Odwrócił się znowu w stronę bruneta i chciał mu znowu przywalić lecz coś go powaliło na ziemię. Za nim stała ta dziewczynka, a w dłoni miała różową maskotkę. Zerknęła z uśmiechem na tego który trzymał Buckyego.
-Odsuń się od mojego przyjaciela!
Dziewczynka rzuciła swoją maskotkę prosto w twarz goryla. Ten zawył z bólu i odsunął się od chłopaka. Bucky wykorzystał okazję i powalił jego jednym ruchem ręki. Goryl z piskiem złapał za ramię swojego koleżkę i zaczęli uciekać. Już i tak za bardzo dostali.
Dziewczynka podeszła powoli do blondyna i podała mu rękę z lekkim uśmiechem a ustach. Ten przyjął gest małej i zerknął w jej zielone lub być może żółte oczy. Odwzajemnił uśmiech z lekkim skrzywieniem. Był jeszcze obity, a krew ściekała z jego nosa.
-Masz-odparła cicho i podała mu swoją białą chusteczkę.
-Dziękuję Kat.
-Nie ma za co Steve.
Bucky podszedł po chwili do nich z lekkim uśmiechem. Mimo siniaków i podbitym okiem cieszył się niezwykle. W dłoni trzymał jej pluszaka i z wielką ulgą odłożył na ziemi.
-Kat co ty tam wsadziłaś?
-Cegłę-odparła- nie pozwolę im was sponiewierać.
-Dawaliśmy sobie radę.
-Tak....mogę tak cały dzień-powiedział Steve jąkając się.
-Tak tak-powiedziała mała i poprawiła swoje brązowe włosy-ale pomyślcie tak: Pobiła ich zabawka.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem na to stwierdzenie. W istocie była to prawda, a ta trójka trzymała się od zawsze razem wraz z maskotką dziewczynki. Wtedy nie straszne im były liczne gangi uliczne. Dorastali razem aż do tego pamiętnego dnia. Aż nadeszła kolejna wojna. 

 A na sam koniec chcę powitać czytających! Liczę, że opowiadanie wam się spodoba mimo iż dodałam tutaj tylko króciutki prolog rozpoczynający historię naszego cudownego Kapitana i Zimowego żołnierza! Zatem zapraszam gorąco lub zimnojak kto woli xD i proszę o komentarze dotyczące waszych przemyśleń.