czwartek, 13 października 2016

Rozdział 2

  Rose stała niepewnie w windzie. Była lekko zestresowana nową sytuacją, nowymi osobami. Bo przecież Tony Stark nic nie powiedział jej kim ma się zajmować, a moż biznesmen ma jakieś problemy wewnątrz siebie? Kto wie?
  Zerknęła na siebie w lustrze. Swoje blond włosy związała w ciasny kitek i tak go później rozwiąże jednakże chciała jakoś wyglądać w pierwszy dzień pracy. Dlatego też ubrała neuralne kolory, dżinsowe spodnie i marynarkę w kolorze nude jeden z jej ulubionych. Ze swojej kremowej torebki wyjęła długopis i zaczęła gryźć nerwowo. Zerknęła w tym samym czasie na przyjaciółkę.
 Była niezwyke spokojna jak zwykle. Wyglądała mniej więcej jak zwykle. Tym razem jej oczy okalały fioleowe cienie i pomalowane rzęsy. Usta były w neuralnym kolorze co było zadziwiające. Nawet jej strój składający się ze skór i opoinających sukienek był inny. Teraz miała na sobie czarną marynarkę, koszulę do tego czarne dżinsy i szpilki z których nigdy nie rezygnuje.
 Stała tak spokojnie patrząc się na guziki od windy. Jakby była niesamowicie skupiona jednakże jak zwykle odnalazła spojrzenie Rose.
-Nie stresuj się to tylko praca.
-Łatwo ci mówić nawet gościa nie znamy.
-Poczytaj gazety-odparła poprawiając swoje włosy związane w kok-tam się wszystkiego o nim dowiesz.
-No ale....od tak nas zatrudnił?
-Wiesz może mamy szczęście jak w tych opowiadaniach o Mary Sue-powiedziała śmiejąc sie lekko.
-Tak....z pewnością-mruknęła Rose-my nawet idealne nie jesteśmy.
-Co ty, ja jestem, a wiesz czemu? Bo kocham swoje ciało. Lubię to, że jestem niska i podobają mi się moje kształty. Najpierw akceptacja potem ideał Rose.
  Blondynka siedziała cicho. Jej przyjaciółka zazwyczaj miała rację. Znały się zaledwie pół roku. Dosyć krótko ale szybko zaufała jej bo w końcu były w pewnym stopniu takie same. Dopełniały się w pełnym stopniu, Rose była wrażliwa, a Kora niekonicznie. Rose była cicha, a Kora głośna. Mimo to dogadywały się świetnie bo oglądały i czytały to samo. Były fandomowymi siostrami.
-Nad czym myślisz?-spytła brunetka.
-Nad niczym...
 Wtedy winda się otworzyła,a przed nią stał nie kto inny jak Tony Stark. Z szerokim uśmiechem powitał nowe pracownice.
-Witajcie moje drogie, och Kora cóż to za zmiana stylu.
-Na biurowy rzecz jasna-odparła puszczając do niego oczko.
-A tak....posłuchaj mój kolega Steve zajmie się tobą przez chwilę, a ja zaprowadze panne Rose do pacjenta-powiedział Stark.
 Rose wyszła z windy i powoli zaczęła iść za pracodawcą. Byłą lekk zestresowana bo to pierwsza praca i bez Kory. Jakoś da sobie radę!
 W tym czasie Kora wysiadajac z windy ujrzała wysokiego i nieźle zbudowanego blondyna. Przypominał jej kogoś ale nie wiedziała kogo.
-Zapraszam-powiedział pokazują by poszła w stronę kanap- Stark niedługo wróci, a ja mam umilić pani czas.
-Jaka pani...jestem Kora.
 Dziewczyna wyciągnęła rękę z lekkim uśmiechem. Kapitan Ameryka odwzajemnił oba gesty. Zastanawiał się dlaczego taka grzeczna dziewczyna interesuje Starka.
-A ja Stevie miło mi niezwykle.
-Ładnie pan mówi-zaczęła i lekko się zarumieniłą- wybacz....Stevie.
-Jak mógłbym nie wybaczyć kobiecie?
-Dobre pytanie-mruknęła i poszłą w stronę czerwonych kanap.
 Usiadła na nich zgrabnie i zerknęła na blondyna. Ten przyglądał się jej. Przypominała mu kogoś ale kogo?
-Och...pewnie kojarzę się panu z kimś-zaczęła-w istocie...uratowałeś mi życie...wtedy gdy ten nordycki bóg chciał zawładnąć naszym światem.
-Co....ale skąd wiesz...kim jestem.
-Twarzy mego wybawcy nie zapomnę. Tego po prostu się nie da.
-To....niezwykle miłe-powiedział lekko speszony Stevie.
 Sam nie wiedział co innego ma powiedzieć. To przecież jego obowiązek ratowanie ludzi rzecz jasna.
-Może chce się pani napić?
-Z przyjemnością Steve.

  Tony Stark szedł niezwykle pewnym krokiem na najwyższe piętro w wieży. Rose myślała, że już są na nim więc jakim cudem szli jeszcze wyżej i wyżej?
-Pewnie cię to zastanawia jakim cudem idziemy wyżej skoro w windzie nacisnęłyście na najwyższe piętro. Otóż mój przyjaciel potrzebuje specjalnej ochrony-powiedział beztrosko-dlatego musieliśmy zamaskować część Avengers tower. Oczywiście wszystko ja to wymyśliłem.
-Dlaczego pan mi to mówi?
-Cóż jak nie zdasz teraz egzaminu to ci wykasuje pamięć to tyle-odparł wzruszając obojętnie ramionami jakby robił to z każdym.
 Lekko wystraszył blondynkę i nie wiedziała co w tej sytuacji odpowiedzieć. No bo w końcu nikt normalny nie grozi ci wykasowaniem pamięci za błędy w pracy. W co ona się wpakowała?!
 W końcu przestali chodzić po schodach i wyszli na korytarz zrobiony cały z metalu. Nie ma co niezłe zabezpieczenie stwierdziła Rose. Na samym końcu były ogromne drzwi pewnie ważyłyz  tonę lub nawet więcej. Czuła się jakby była w filmie o X menach co było dosyć zabawne.
-Co tam się znajduje?
-Twój pacjent.
 Stark stanął przed drzwiami i wpisał jakieś hasło. Dziewczyna go nie zdążyła dostrzec więc tylko czekała na efekt. Już po chwili drzwi otworzyły się ukazując jakąś jasną salę. Tak jak w psychiatryku tyle że tam stał zwykły drewniany stół i w miarę wygodne łóżko jak na takie standardy.
-Rose poznaj naszego kolegę-powiedział Stark-Bucky nie chowaj się przecież i tak ciebie widać.
 Ten tak zwany Bucky spojrzał się na Tonego spod byka. Usiadł na krześle przy biurku i siedział cicho. Gdy blondynka weszła do pomieszczenia dopiero wtedy zauważyła metalowe ramię swojego pacjenta. Powoli tego nie rozumiała. No bo jak? Okej wiedziała, że kocmici istnieją po tym jak niejaki Loki chciał zapanować nad światem ale too? Kim on był? I na co mu ona?
-Tak zatem ptaszynki-zaczął Stark-poznajcie się, pogadajcie, spróbuj by chociaż cokolwiek powiedział. Zatem życzę powodzenia.
-Co ale jak?
-Papa.
 Stark zamknął drzwi, a Rose ugięły się kolana. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że jest szczelnie zamknięta z jakimś mężczyzną zapewnie seryjnym mordercą. Nie wiedziała co zrobić. Kora by pewnie podeszła do tego mało emocjonalnie ale ona?! Rose nie wiedziała co zrobić zaczęła panikować.
-Nic ci nie zrobię-mruknął mężczyzna nie patrząc się na nią.
 Dziewczynie odebrało to mowę. Przecież Stark mówił, że ten niejaki Bucky jest praktycznie niemową.
-Miejmy to za sobą-powiedział cicho.
  Blondynka powoli zaczęła iść w jego stronę. Przełknęła wystraszona ślinę i gdy tylko była blisko usiadłą naprzeciwko niego. To co miała w torebce wypakowała, a jej ręce trzęsły się cały czas.
-A więc...-zaczęła-jak się nazywasz?
 Ten siedział cicho i patrzył się na nią. Był niezadbany. Włosy dosięgały mu prawie do ramion, a zarost na twarzy był coraz większy. Patrzył się szaleńczym wzrokiem to na nią to na drzwi.
-Nie nadajesz się-burknął-odejdź póki ci życie miłe. Nie potrzebuję żadnej niańki.
-Jestem psychologiem...
-..który może zginąć-syknął-odejdź póki możesz.
-Stark zamknął mnie tutaj z tobą....
-Zacznij krzyczeć...wypuści cię wtedy.
 Rose nie wiedziała co zrobić. Groził jej, potencjalnie ale jednak groził. Miała krzyczeć? Chciała to zrobić od początku jak tu weszła ale przypomniałą sobie słowa Kory ,,Dasz radę, musisz tylko znaleźć w sobie odwagę''.
-Nie-powiedziała stanowczo-przyjaciółka nauczyła mnie by się nie poddawać tak łatwo.
-Och-ten spojrzał się na nią lodowato- mój przyjaciel też mnie sporo nauczył ale jednak dam ci radę odpuść sobie.
-Nie.
-Jesteś jak Kitty.
-Kto?-spytała zdziwiona.
  Mężczyzna z metalową dłonią spojrzał się na nią tempo. Jakby nie patrzył na nią ale przez nią. Jakby był gdzieś indziej. Ba! Może to przez tą Kitty? Może to jakoś pomoże Rose.
-Bucky-zaczęła-kim jest Kitty?
-Moja przyjaciółka-zaczął pogrążony dalej w tym stanie-walczyliśmy razem...na froncie.
-Co się z nią stało?
 Nie odzywał się.
-Bucky co się z nią stało?
-Nie-powiedział cicho.
-Co nie?
-NIE!!
 Swoją metalową dłonią walnął w drewniany stół. Od razu został przepołowiony na pół, a kilka drzazg wbiło się w rękę Rose. Ta wystraszona wstała natychmiast z krzesła i odsuwała się od niego jak najdalej.
-ZOSTAW MNIE!!!
-Ale...
-ZOSTAW!!!
 Ogromne drzwi zostały otwarte, a przez nie wparował Stark. Dał jej znak by uciekała więc też tak zrobiła. Na szczęście ten psychopatyczny mężczyzna nie rzucał w ich stronę tym stołem bo byłoby po nich.
 Rose gdy tylko wybiegła z pomieszczenia drzwi zostały za nią zamknięte, a ona odetchnęła z ulgą. Przeżyła!
-No nieźle-powiedział-to co gotowa by z nim pracować?
-Co? Zwariowałeś?! Nieomal mnie zabił!
-Nieomal-odparł z uśmiechem-a to wielki plus bo większość skrzywdził, a ty masz tylko lekie rysy. Chodź opatrzymy ciebie.

 Kora siedziała w skupieniu przed laptopem pana Starka. Dał jej już pierwsze zadanie czyli zorganizowanie imprezki w Avengers Tower. Z jakiej to okazji? Cóż Tony powiedział ,,Bo mogę'' więc się więcej nie pytała. Podczas swojej pracy czyli szukania najlepszego cateringu i tym podobnych rzeczy przyglądał się jej Steve. Lekko ją to irytowało i nie rozumiała czemu? Z opowieści Starka Kapitan Ameryka to był dosłownie wzór cnot podkreślając to drugie.
-Przybyliśmy-zaczął Stark.
 Na początku Kora nie wiedziała co się stało. Dopiero gdy zerknęła na Rose ujrzała małe plamki krwi na jej lewej ręce.
-Boże co się stało?!
Natychmiast podbiegła do swojej przyjaciółki.
-To Bucky?-spytał Steve
-Cóż tak-powiedział bez ogródek Tony-chociaż powiem ci, że rozmawiał z nią. Wpadł w szał w pewnym momencie, właśnie co mu powiedziałaś?
-Ja...-zaczęła Rose-powiedział, że mu przypominam jakąś Kitty z którą walczył na froncie...a potem jak się spytałam co się z nią stało wpadł w szał. Zaczął krzyczeć ,,nie''
-Kitty?-spytał cicho Steve
-Kim ona jest do cholery?-zapytała Kora.
  Kapitan zmierzył wzrokiem powoli całą postać blondynki. Było widaćna jego twarzy, że coś analizuje.
-Nie, to niemożliwe jesteś jej przeciwnością-powiedział.
-Kim ona była?-spytała Rose- to jego żona?
-Nie...przyjaciółka, nasza wspólna. Zginęła jakiś czas po Buckym...ale on żyje, a ona nie. Też straciła rękę...tylko kawałek wtedy Stark jej zreperował.
-Co w sensie mój ojciec?-zapytał zdziwiony Tony.
-Tak, Howard i ona byli w bardzo bliskich stosunkach-odparł Steve chrząkając.
-Nie mów, że wasza przyjaciółka to była laska mojego ojca? Świetnie...żebym ja tak nie skończył jak on.
 Rose stała cicho i nic nie mówiła, Kora również. Cała ta sytuacja była nieco pochrzaniona i chciała to powiedzieć szatynka ale nie zdążyła.
-Proszę cię Rose-zaczął Kapitan- musisz mu pomóc, musi się zintegrować...przypomnieć sobie trochę, a ty jedyna dałaś radę.
-Ale ja...
-Nic nie musisz-powiedziała Kora.
-Ja...
 Wtedy przypomniały się jej jego oczy. Te spojrzenie. Niczym dzikie zwierzę które było kiedyś człoiekiem. Nie mogła go zostawić o nie.
-Dobra-zaczęła....ale...chcę żebyście zmienili wygląd jego pokoju na bardziej przytulny!


-Czy na liście jest nazwisko Barners?
-Wybacz mi synu, wypełniałem wszystkie listy dla rodzin ofiar, a jego nazwisko było na jednym z nich.
-Nie-powiedział Steve Rogers- nie wierzę w to.
-Agentko Carter, radzę zaprowadzić naszego aktora na przedstawienie. Niech się nie zajmuje sprawami wojska.
 Mężczyzna w stroju w barwach Ameryki odszedł od generała i spojrzał się na Peggy. Na kobietę którą kochał od kiedy pierwszy raz ją ujrzał.
-Muszę go uratować. Wiem, że on żyje. Pomóż mi.
-Możemy polecieć do tej bazy niemieckiej i nawet znam szaleńca który nam w tym pomoże.

-Dobrze cię widzieć Stark-powiedział Steve.
-A mnie ciebie. Dobrze, że skończyłeś z tym tańczeniem...i zatuszowałeś ten strój. Był potworny.
-Myślałem, że lubisz ten spektakl.
-Tak bo są tam panienki.
 Do samolotu za Peggy wsiadła jeszcze jakaś dziewczyna. Howard jak i Steve patrzyli na nią zainteresowani gdyż pierwszy raz ją widzieli.
-Przyszła mała pomoc-powiedziała Peggy- Rina poznaj Howarda Starka i Stevego Rogersa.
-Steve Rogers?-spytała zaskoczona.
-Tak Kapitan Ameryka-odparła Carter.
-Ależ my się znamy.
-Znacie?-zapytał rozbawiony Howard startując samolotem- może być ciekawie.
-Jasne-powiedziała Rina- Nie pamiętasz mnie Steve? Katherina...Kitty? Ty, ja i Bucky.
 Steve zrobił się cały biały z zaskoczenia. Peggy patrzyła się na niego lekko zirytowana, a Howard rozbawiony całą sytuacją. Ale on wiedział. Przypomniał sobie swoją przyjaciółkę z dzieciństwa.
-Cieszę się, że znowu cię widzę-powiedział z uśmiechem- ale nie mogę narażać ciebie i Peggy.
-Och nie narażasz!-odrzekła-Peggy zostaje, a ja wyskakuje.
-Nie.
-To może być zabawne- odrzekł Stark.
-Skąd wy się znacie?-zapytała Peggy.
-Cóż...moja droga-zaczęła Kat-to z nimi się bawiłam zanim nie przeprowadziliśmy się na inne osiedle. Ale gdzie jest Bucky?
-Dlatego po niego lecimy-powiedział Kapitan.
-O to świetnie...żadna faszystowska świnia go nie tknie.
Howard Stark tylko się roześmiał na to.
-Jak ci się odwdzięczę Stark-zapytała Peggy.
-Wystarczy, że pójdziesz ze mną na foundee.

 Byli już na miejscu. Steve skradał się po budynku swoich wrogów, a za nim szła Kitty. Na nic zdały się prośby by została. Wyskoczyła tuż za nim, nawet Peggy nie zdążyła jej powstrzymać.
-Mamy ich-szepnął do niej.
Załatwił szybko jednego z żołnierzy i rzucił uprowadzonym klucze by się uwolnili. Jeden z melonikiem spojrzał się na niego zdziwiony i zapytał.
-Kim ty u diabła jesteś?
-Kapitan Ameryka.
-A ty?-spytał się Katherine.
-Ta która musi po nich sprzątać, chłopcy. A teraz ruchy! Czas tutaj się zabawić.