Upadł. Tak zawsze było gdy
dzieciaki zaczynały zabawy. Co jakiś czas w okolice Brooklynu
przychodziły ,,te złe dzieci'' tak przynajmniej w myślach nazywał
ich chudy blondynek. Zawsze dokuczali mu i jemu przyjacielowi
Buck'emu. On nigdy nie odpuszczał, zawsze walczył w obronie
przyjaciela i swoich przekonań, a jak na ten wiek były dosyć
spore. Przecież była wojna.
-Jeszcze będziesz się rzucał debilu?
Jeden z chłopaków, ten większy
patrzył się na leżącego blondyna. Natychmiast jego stopa
powędrowała na policzek dzieciaka przyciskając go bardziej do
ziemi.
-Zostaw go! Bo...
-Bo co?
Bucky próbował się wyrwać drugiemu
napastnikowi. Ten jednakże był większy od niego w każdym tego
słowa znaczeniu. Trzymał jego ręce za plecami by ten nie mógł
pomóc swojemu przyjacielowi.
-Steve trzymaj się! Zaraz ci pomogę.
Ten który trzymał nogę na blondynie
natychmiast przestał. Ze złośliwym uśmiechem podszedł do
Buckyego i przywalił mu w brzuch.
-Zajmij się sobą, nikt cię nie
uratuje.
-Nie byłabym tego taka pewna.
Po tych słowach ten niższy oberwał
w plecy kamieniem. Odwrócił się natychmiast wkurzony. Oczekiwał
jakiegoś silnego chłopca, a tu przed nim stała dziewczynka. Niższa
niż Steve i znacznie drobniejsza. Jej sukieneczka była w idealnym
stanie tak jak białe rajstopy. Wyglądała tak grzecznie i
niewinnie, że ten aż zaśmiał się prześmiewczo.
-Doprawdy?- pochylił się w stronę
dziewczynki- a co mi taka malutka dziewczynka zrobi?
-Em masz rację-odrzekła lekko
przygaszona a swoje duże oczęta wraz z głową spuściła w dół.
-Tak myślałem.
Odwrócił się znowu w stronę
bruneta i chciał mu znowu przywalić lecz coś go powaliło na
ziemię. Za nim stała ta dziewczynka, a w dłoni miała różową
maskotkę. Zerknęła z uśmiechem na tego który trzymał Buckyego.
-Odsuń się od mojego przyjaciela!
Dziewczynka rzuciła swoją maskotkę
prosto w twarz goryla. Ten zawył z bólu i odsunął się od
chłopaka. Bucky wykorzystał okazję i powalił jego jednym ruchem
ręki. Goryl z piskiem złapał za ramię swojego koleżkę i zaczęli
uciekać. Już i tak za bardzo dostali.
Dziewczynka podeszła powoli do
blondyna i podała mu rękę z lekkim uśmiechem a ustach. Ten
przyjął gest małej i zerknął w jej zielone lub być może żółte
oczy. Odwzajemnił uśmiech z lekkim skrzywieniem. Był jeszcze
obity, a krew ściekała z jego nosa.
-Masz-odparła cicho i podała mu swoją
białą chusteczkę.
-Dziękuję Kat.
-Nie ma za co Steve.
Bucky podszedł po chwili do nich z
lekkim uśmiechem. Mimo siniaków i podbitym okiem cieszył się
niezwykle. W dłoni trzymał jej pluszaka i z wielką ulgą odłożył
na ziemi.
-Kat co ty tam wsadziłaś?
-Cegłę-odparła- nie pozwolę im was
sponiewierać.
-Dawaliśmy sobie radę.
-Tak....mogę tak cały
dzień-powiedział Steve jąkając się.
-Tak tak-powiedziała mała i poprawiła
swoje brązowe włosy-ale pomyślcie tak: Pobiła ich zabawka.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem na to
stwierdzenie. W istocie była to prawda, a ta trójka trzymała się
od zawsze razem wraz z maskotką dziewczynki. Wtedy nie straszne im
były liczne gangi uliczne. Dorastali razem aż do tego pamiętnego
dnia. Aż nadeszła kolejna wojna.
A na sam koniec chcę powitać czytających! Liczę, że opowiadanie wam się spodoba mimo iż dodałam tutaj tylko króciutki prolog rozpoczynający historię naszego cudownego Kapitana i Zimowego żołnierza! Zatem zapraszam gorąco lub zimnojak kto woli xD i proszę o komentarze dotyczące waszych przemyśleń.
Wiesz że już kocham i czekam na więcej ^^
OdpowiedzUsuńWiem wiem ;)
Usuń